Rozszerzona gwarancja – czy warto dopłacać?

14-03-26-rozszerzona-gwarancja-przedluz-gwarancje-3-min_

Z pełnym przekonaniem informuję was, że NIE WARTO. Ale po kolei. Żeby przybliżyć problem, zacznijmy od początku.

Tu zaczyna się nasza niemiła przygoda.

Powiedzmy, że potrzebujecie jakiegoś sprzętu elektronicznego od ręki (telewizora/pralki/zmywarki/laptopa). W tym też celu udajecie się do najbliższego, jednego z wielu, sklepów z RTV/AGD/IT. Sprzęt już macie upatrzony, decyzja podjęta, sprzedawca przygotowuje sprzęt do wydania i pojawia się pytanie „A może rozszerzoną gwarancję do tego?” Oczywiście zbieżność z reklamą Mc Donalda jest celowa, a sposób w jaki sprzedawca sugeruję wam dokupienie gwarancji będzie całkiem inny, bardziej podstępny i przemyślany, ale nie ma potrzeby bardziej w to wnikać. W tym momencie pojawia się zazwyczaj wasze zakłopotanie, wręcz powiedziałbym istny problem. O ile sprzedawcy nie zależy, to prosta odpowiedź „nie” wystarczy by dał wam spokój, gorzej jeżeli traficie na kogoś bardziej zdeterminowanego, a chciało by się powiedzieć wręcz wybawiciela, który chce nas ustrzec przed złem. Taki „wujek dobra rada”. Najlepszym wybrnięciem z tej sytuacji będzie zachowanie zdrowego rozsądku i trochę wiedzy, którą już śpieszę Wam przedstawić.

Co to rozszerzona gwarancja (przedłuż gwarancję)?

Jest to taki wymysł dzisiejszych czasów. Sposób na to, żeby wyciągnąć dodatkową kasę od nas, konsumentów. Wygląda to tak, że po wygaśnięciu gwarancji producenta (2 lata), zyskujemy dodatkowe kilka lat gwarancji (zależne od wariantu który wybierzemy około 1-3 lat). Ewentualnie dochodzi jeszcze pakiet superekstrahipercool, gdzie w razie, gdy coś „przypadkiem” zepsujemy, to również uwzględnią nam gwarancję. Wszystko wygląda oczywiście pięknie na bilbordach i w reklamach, ale w rzeczywistości takie piękne nie jest.

Czym jest rozszerzona gwarancja (przedłuż gwarancję)?

W trakcie zakupu otrzymujemy umowę z agencją ubezpieczeniową i to ta agencja, po upływie dwóch lat, zajmuje się dalej „obsługą” naszej rozszerzonej gwarancji. Czyli, mówiąc najprościej, dopłacamy za najzwyklejsze w świecie ubezpieczenie sprzętu. Z reguły jest to kilkanaście stron suchego, prawniczego tekstu, którego zrozumienie graniczy z cudem, ale ma to na celu odstraszenie klienta od zagłębiania się w treść takiego ubezpieczenia. Przyświeca temu zasada „Podpisuje, płaci, zapomina”, oczywiście klient.

Co daje nam rozszerzona gwarancja (przedłuż gwarancję)?

Z założenia taka gwarancja ma nam dać przywilej w postaci „większych możliwości”, jeżeli chodzi o naprawę awarii sprzętu. Przywołując tu słynny spot z sieci sklepów RTV EURO AGD „zalany laptop, podrapana matryca, zapiaszczony aparat, urwane drzwi od pralki” mowa tu o wszystkim tym, czego nie kwalifikuje się jako „wada fabryczna sprzętu”. W najgorszym przypadku naprawiają nam sprzęt w serwisie, w najlepszym dostajemy nowy, w takiej samej cenie.

W rzeczywistości zgłoszenie usterki i/lub czas realizacji jej naprawy w serwisie przysparza nam kupę frustracji, niepotrzebnych nerwów, a w najgorszym wypadku dostaniemy kilka lat ciągnącej się sprawy sądowej i brak jej rozstrzygnięcia albo wynik negatywny dla nas. Brzmi nierealnie? Ani trochę! Otóż na tych kliku kartkach zapisanych hieroglifami (czyt. umowie) jest ukryte kupę rzeczy, które już w momencie zgłaszania usterki automatycznie mogą nas wykluczyć z pozytywnego rozpatrzenia gwarancji. Mówiąc najprościej, może się okazać, że zgłosiliśmy sprawę po wymaganym czasie, albo, że sytuacja w której doszło do uszkodzenia sprzętu była wynikiem zaniedbania albo jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, o których można poczytać w nieprzebranych ilościach komentarzy klientów, którzy wykupili taką gwarancję, a teraz plują sobie w brodę, że to zrobili.


źródło: www.euro.com.pl

źródło: www.komputronik.pl

 

W takim razie o co tyle szumu?

Jak zwykle chodzi o pieniądze, o mnóstwo pieniędzy. Żeby przybliżyć wam chociaż odrobinę o jakich pieniądzach mowa, posłużę się wymyśloną sytuacją. Skupię się tylko na jednym produkcie, konkretnie na telewizorze. Powiedzmy, że w danej sieci sklepów telewizor marki „Sołni” kosztuje 3 199zł. Rozszerzona gwarancja do niego, w „najbogatszym” pakiecie, kosztować będzie 960zł. Załóżmy, że sprzedano 1200 sztuk danego modelu, z czego do 1/4 sprzedano rozszerzoną gwarancję.

Szybka kalkulacja:
1200 x 1/4 = 300 egz.
300 x 960zł = 288 000zł

Odejmijmy podatek, czyli 23% co da nam 221 760zł na czysto. Niech sklep dogada się z ubezpieczycielem, że podzielą się po połowie (jak jest w rzeczywistości nie wiem), czyli ubezpieczyciel weźmie z tego 110 880zł.
Teraz załóżmy, że 1% tych telewizorów się zepsuje, co da nam 3 telewizory. Okazuje się, że telewizorów nie opłaca się naprawiać, więc ubezpieczyciel decyduje się kupić klientom nowe telewizory, czyli wyda na nie 9 597zł.
Tym sposobem ubezpieczyciel ostatecznie „przytulił” 101 283zł. 3 klientów jest szczęśliwych, bo okazało się, że było warto zainwestować w rozszerzoną gwarancję (oczywiście po miesiącach walki z ubezpieczycielem). Natomiast pozostałych 297 klientów wywaliło pieniądze w błoto dając zarobić sklepowi i ubezpieczycielowi przez swoją naiwność.

To w końcu warto dopłacić czy nie?

Nie, nie i jeszcze raz nie. Całą ideą tego „cudu” jakim jest rozszerzona gwarancja, to chęć wyłudzenia dodatkowych pieniędzy od zwykłych, prostych ludzi. Sprzedawcy są dobrze szkoleni w ściemnianiu, nawijaniu makaronu na uszy i innych tego typu zagraniach tylko po to, żeby koniec końców, wcisnąć wam tą gwarancję. Oczywiście nie wińcie ich za to, bo to ich praca, a całe ciśnienie na sprzedaż tego „badziewia” przychodzi z góry, więc dla prostych, Bogu ducha winnych sprzedawców to często „mieć pracę i być kłamcą, albo być uczciwym i tej pracy nie mieć”. Zastanawiacie się zapewne skąd tyle pewności w tym co piszę. Otóż znam to z własnego doświadczenia, a dokładniej ze strony sprzedawcy i konsumenta, bo tym pierwszym dane mi było niestety być, a tym drugim jestem na co dzień.

 

Kilka przykładów, w których żadna gwarancja Wam nie pomoże.

  • rdza – zwykle pojawia się po 2 latach użytkowania sprzętu, a niejednokrotnie nawet wcześniej – nie podlega ŻADNEJ gwarancji;
  • przebarwienia – szczególnie widoczne na białych sprzętach, głownie lodówkach – nie podlegają ŻADNEJ gwarancji;
  • martwe piksele – jeden nie podlega gwarancji, z reguły musi być ich kilka (w sieci można znaleźć sposób wyliczenia tej liczy) aby matryca została wymieniona;
  • osadzający się kamień – jeżeli coś zacznie przeciekać lub ulegnie uszkodzeniu ze względu na zakamieniałe uszczelki (lub tym podobne), to zostanie to potraktowane jako zaniedbanie sprzętu przez klienta i ŻADNA gwarancja tutaj nie zadziała;
  • bateria – musicie wiedzieć i pamiętać, że na baterię w laptopach/telefonach itp. gwarancja jest, z reguły, na około 6 m-cy!;
  • przykładów można by mnożyć, bo co klient, to inny problem, ale tutaj zebrałem te najczęściej się powtarzające.

 

Moja rada na koniec.

Zamiast marnować pieniądze na „rozszerzoną gwarancję” czy „przedłużoną gwarancję” lepiej zainwestujcie te pieniądze w:

  • dobrą listwę przeciwprzepięciową, która ustrzeże przed nagłymi skokami napięcia;
  • odkamieniacze do sprzętów AGD, aby wydłużyć ich żywotność;
  • pochłaniacz wilgoci, żeby urządzenia nie miały „warunków” do rdzewienia;
  • mówiąc najprościej – dbajcie o sprzęt, na który zwykle wydajecie kupę ciężko zarobionych pieniędzy!

Jeżeli macie ochotę zapoznać się z dokładniejszymi informacjami na temat rozszerzonych gwarancji i poznać konkretne przykłady klientów borykających się z ich wyegzekwowaniem, to zapraszam do artykułu Katarzyny Tez, napisanego dla czasopisma Komputer Świat.