Przeglądając dziś nieznane mi wcześniej zakamarki Internetu, które za sprawą Rate my blog skutecznie odkrywa przed nami Zombie Samurai, natknęłam się na post mówiący o nienawiści do starych gier komputerowych. Temat na pierwszy rzut oka prowokacyjny i niedorzeczny, lecz po przeczytaniu możemy przyznać autorowi trochę racji. Argumenty wydają być się logiczne, całość spójna. Oczywiście, że każdy ma prawo posiadać własne zdanie. Ale nie każdy musi się z tym zdanie zgadzać..
Moje początki z grami (brzmi to prawie jak wyznania anonimowego nałogowca) kojarzę z obserwowaniem kuzynki grającej w Warcraft II w czasach podstawówki. Później, przez moje życie przewijały się z różną namiętnością inne gry, lecz najmocniejszym uczuciem darzyłam (i wciąż darzę) Heroes III i Diablo II. O tak, stare, dobre Diablo. Kto nie pamięta tych terenów, tych niezliczonej ilości tych małym paskudnych potworków wszelakiej maści, zabijanych przy każdej możliwej okazji. Tej krwi, wypadających przedmiotów i wiecznego, niezadowolonego głosu naszego bohatera, który co kilka kroków oznajmiał nam, że jest przeładowany? Pomimo wszechogarniającej pikselozy gra pochłaniała nas na wiele godzin (dni, lat?!).
Razem z pojawianiem się informacji o doniesieniu, ze pojawiła się pogłoska o powstaniu Diablo III, fani serii wręcz oszaleli, zamaszystym ruchem ściągając skarbonki z szafki i przeliczając kieszonkowe. Kilka dni przed samą premierą, do sieci trafiały rozmaite ćwiczenia na nadgarstki, a wujek Google dostał rekordową liczbę zapytań dotyczących maksymalnej długości czasu przetrzymywania moczu. Oczekiwanie trwało. Wreszcie przyszedł ten dzień: szybka instalacja, wybór bohatera i zaczynamy. Ale zanim się człowiek dobrze rozegrał, mieliśmy finałową walkę z wielkim i potężnym Diablo, która w żadnym wypadku nie przypominała walki z bossem (kto grał, lub tak jak ja oglądał niezliczone rajdy w WoW’ie, ten wie o czym mówię). Pomimo całego medialnego szumu (bądź co bądź, świetna robota, bo jak podaje gryonline.pl do końca 2012 roku gra sprzedała się w ponad 12 milionach egzemplarzy), to teraz, gdy myślę o Diablo, to pierwszą rzeczą jaką mam przed oczami, to screeny z Diablo II.
Podobnie rzecz ma się z serią Heroes. Zaczynając od „trójki” (która zaczarowała mnie nie grafiką, ale trybem rozgrywki), każdej kolejnej części poświęcałam mniej uwagi. Nie wiem czy było to spowodowane coraz wymyślniejszą grafiką czy może zmianą perspektywy w Heroes V (za którą szczerze nie przepadam.) Przymierzam się ostatnio do szóstej części tej serii, ale na dzień dzisiejszy wolałabym odpalić „trójkę”.
Oczywiście jest wiele nowych pozycji, które są przepiękne, czarują grafiką i fabułą. Brakuje mi w nich jednak wymuszenia u gracza włączenia wyobraźni, wciągnięcia się w fabułę, a nie tylko zachwycania się efektami specjalnymi, którymi nowości rynkowe są aż przesycone.
Czy kupując nową płytę ulubionego zespołu, rzucacie w kąt starą? Może na chwilę, bo wchłaniacie dniami i nocami nowe dźwięki. Ale poprzednia płyta nie stała się nagle gorsza, tylko dlatego, że została wydana nowsza. Podobnie jest z grami – nowa nie zawsze znaczy dobra, a większości przypadków stare gry są jak wino – im starsze, tym lepsze.