Tanie wtorki w naszym kinie to idealny czas, by przeczekać tłumy, które oblegają piątkowe premiery i spokojnie móc obejrzeć film z dobrych miejsc i za dobrą cenę. Z dwóch pozycji – „Lucy” i „Dawca pamięci” – wybraliśmy ten drugi, kierując się słabymi opiniami na temat filmu z piękną Scarlett. Jak dla mnie nasz wybór był strzałem w dziesiątkę.
Lubię dwa typy filmów – te toczące się w czasach czarownic i smoków i te, których fabuła rozgrywa się w dalekiej przyszłości. „Dawca pamięci” przedstawia nam cudowny świat bez wojny, przemocy, strachu czy łez. Jednak nie ma nic za darmo. Wyrzucając z palety uczuć te, które powodują cierpienie, wyzbyto sie również tych dobrych, jak miłość czy spontaniczne szczęście. W tym świecie bez emocji istnieje tylko jedna osoba, która zna ból, cierpienie i radość. Jest nią tytułowy Dawca (w tej roli wspaniały Jeff Bridges). Zważywszy na jego podeszły wiek, Starszyzna z Przewodniczącą Rady (Meryl Streep <3) na czele wybiera spośród młodych ludzi następcę Dawcy. Gdy jego koledzy zostają przydzieleni do pełnienia swoich ról w społeczeństwie, on przechodzi szkolenie, które raz na zawsze zmieni życie jego i całej społeczności.
Już początek filmu nas zaskakuje. Dostajemy bowiem czarno-biało obraz, który wprowadza nas do bylejakiej Społeczności. Dzieci rodzone przez wydzielone matki, później trafiają do Komórek Rodzinnych, aby na końcu dostać przydział, na podstawie ich charakterów, do pełnienia poszczególnych ról w społeczeństwie. Wszyscy są równi, nie ma podziału, jest nudno i monotematycznie. Jedyną rozrywką są poranne zastrzyki i jazda na rowerze. Dopiero w trakcie szkolenia, razem z Jonasem dostrzegamy piękno świata, podziwiamy cudowne widoki i doświadczamy najróżniejszych uczuć.
Czytając opinie o tym filmie, często spotykam się z porównaniem go do „Equilibrium”, zważywszy na łączący te dwie pozycje wątek braku uczuć u bohaterów. Jednak film z Christianem Balem w roli charyzmatycznego kleryka to głownie akcja i walka. „Dawca” to bardziej dramat młodego człowieka, który nie wie co zrobić z wiedzą jaką posiada. Dochodzi to tego jeszcze wątek miłosny, który ,według mnie, spowodował niechęć wielu ludzi. Gdyby bohaterem był dorosły mężczyzna, jego rozterki traktowalibyśmy pewnie bardziej serio. Nie ma przecież nic gorszego niż miłość nastolatków w amerykańskiej superprodukcji 😉
Wychodząc z kina chciałam dać ocenę 9/10. Dzisiaj, gdy minęło trochę czasu, myślę, że zasługuje na dobrą 7.5. Fabuła ciekawa, gra aktorska na poziomie. Jak zwykle koniec nie jest dla mnie satysfakcjonujący, ale to musicie ocenić sami. Jest to na pewno jeden z ciekawszych filmów o tej tematyce (chociaż nie tak dobry jak „Niezgodna”, o której już w następnej recenzji za tydzień).